środa, 8 lipca 2009

niedziela, 24 maja 2009

The Sewergrooves "Ain't Coming Home"

Ej Ci Szwedzi...mają niezłe wyczucie dobrego smaku. "Ain't Coming Home": prawie tak samo doskonałe jak Hellacopters....w tym przypadku "prawie" oznacza 99,99% doskonałości zespołu, którego liderem jest Nick Royale.
Polecam http://www.myspace.com/thesewergroovesband




sobota, 2 maja 2009

Poker Face "Once", Wiatraczek 2002

Taką staroć znalazłem na Youtube. Kuba z krótkimi włosami, pełen wigoru i energii. "Once" to kawałek jeszcze z czasów braci Moes, w sferze linii melodycznej wymyślony częsciowo przez Dorotkę :). Jeden z fajniejszych wyjazdów do przyjaciół ze Schizmy w Bydgoszczy.

niedziela, 26 kwietnia 2009

Rise Against "Heaven Knows"

Pure energy. Nie chce mi się opisywać. Chce mi się krzyczeć kiedy grają. Istnieją od 1999 i pochodzą z Chicago. Pierwszy koncert w Polsce zagrali jako support Shelter w Poznaniu. Wkroczyli na komercyjną drogę. Ale to ok.
www.riseagainst.com

Ignite "Bleeding"

Kto powiedział, że hard core nie może być melodyjny? Od lat jeden z moich ulubionych zespołów z hrabstwa Orange w Kalifornii. Istnieją od 1993 roku, ich liderem i wokalistą jest Zoli – Węgier z pochodzenia, w Polsce byli kilka razy, są znani z zaangażowania w działalność na rzecz organizacji ekologicznych i socjalnych takich jak: Doctors Without Borders, Habitat For Humanity, Sea Shepherds, Project Blue Sea i Earth First. Bliżej im do Agnostic Front niż do Green Day, jakby ktoś nie wiedział ;)
WWW: www.igniteband.com
Profil MySpace: www.myspace.com/ignitemusic

czwartek, 23 kwietnia 2009

The Sound "Winning"

The Sound to jeden z najbardziej niedocenionych brytyjskich zespołów gitarowych lat 80-tych. Wzbudza podobne emocje jak The Chameleons, Echo and the Bunnymen czy stare U2. No właśnie ..gdyby Adrian Borland wyglądał lepiej niż Bono. Jak mawiał pewien znany marketer i wódz lokalnego oddziału międzynarodowej agencji reklamowej …”Image is everything”. Muzyka na dni ze skokiem ciśnienia. Jesienią nie do przejścia. Lider The Sound - Adrian Borland był w latach siedemdziesiątych członkiem kapeli The Outsiders. Mało kto wie, że to pierwsza w historii brytyjska kapela punk rockowa, która wydała płytę własnym sumptem. To był rok 1977 a płyta nosiła tytuł Calling On Youth.
The Sound powstali w 1979 roku i wydali kilka dobrych płyt . Najlepsza pochodzi z 1981 roku i nosi tytuł „From the lions mouth”. Kiedy się słucha tej muzyki trudno nie używać górnolotnych słów, jest w niej prawdziwy smutek, jest w niej punkowa złość , żal samotności i agresja. Chłopaki z Editors, Bravery czy Interpol, dwusezonowe marki współczesnego przemysłu fonograficznego mogliby im ssać palce u stóp.
W 1999 roku brzydki Adrian Borland popełnił samobójstwo rzuciwszy się pod pociąg. Ale ikoną nieszczęścia jest w Polsce przystojny Ian Curtis.

Wim Mertens "Struggle for Pleasure"

Brzuch Architekta.

In Bruges




Połączenie pięknej muzyki i dobrego kina może wywoływać niesamowite emocje. Pamiętam jak mocno wrył mi się w mózg „Brzuch Architekta” z muzyką Wima Mertensa. Niesamowite wrażenie zrobił na mnie ostatnio brytyjsko-belgijski film z 2008 w reżyserii Martina McDonagha, który w polskiej dystrybucji występował pod tytułem Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj . Historia, dwóch płatnych morderców, których życie prowadzi do Brugii, miasta, o kt órym przeciętny Polak nie jest w stanie nic powiedzieć. Belgia kojarzy się większości z nas z pedofilami, o których w ostatnich latach głośno było w brukowych mediach. Polecam płytę z Soundtrackiem do filmu. Dominują na niej smutne partie fortepianowe, raz w tle pojawia się The Walkmen, innym razem Dublinersi. Muzyka , którą zapamiętuje się na długo, idealna do opróżniania kolejnych plastikowych pudełek z lekami, których nie wolno zażywać w ilości przekraczającej 2 tabletki. Nie ma sensu pisać, trzeba zobaczyć. A Brugia? Dawno nie widziałem lepszego „placementu” miasta w filmie. Zapragnąłem pojechać.

sobota, 18 kwietnia 2009

Goblin "Profondo rosso"

Trochę straszne, ale muzyka doskonała. Kawałek ze ścieżki dźwiękowej do horroru "Deep Red" sławnego reżysera Dario Argento w wykonaniu włoskiej formacji artrockowej Goblin. Mroczne i piękne. Jeden z najlepszych filmów gatunku giallo

„Giallo Giallo (z włoskiego "żółty") ewoluowało na przełomie lat 60/70, a więc w okresie europejskiego rozkwitu wszelakiej maści horrorów. Nazwa pochodzi od wydawanych w miękkiej, żółtej okładce książek będących zbiorem przeróżnych, mrożących krew w żyłach historii wzorowanych na twórczości angielskiego pisarza Edgara Wallace (m.in. Brama zabójców, Człowiek o stu obliczach, Łowca głów, Straszliwy hotel, Tajemniczy dżentelmen). Z biegiem czasu, wydawana w specyficznym kolorze, seria stała się na tyle popularna, iż powstałe w ówczesnych czasach włoskie thrillery/dreszczowce zaczęto również określać mianem "giallo".(cytat z www.horror.com.pl)




piątek, 17 kwietnia 2009

Nerve Agents "Evil"

Mistrzowie energii z Kalifornii grają cover 45 Grave.

Foo Fighters "Pretender"

Uwielbiałem Sunny Day Real Estate i Nirvanę (bo z tych kapel pochodzą muzycy opisywanej kapeli), nigdy nie byłem wielkim fanem Foo Fighters, ale ten teledysk jest mocny. Pokazał mi go na swoim laptopie Wojtek z Oregano Chino ;). Najlepiej oglądać pod wpływem srodków odurzających. Bardzo głośno.

środa, 15 kwietnia 2009

Turbonegro "Get it on"

Pseudo-zło i perwersja w czystej postaci, clockwork orange, trole i pure r'n'roll. Well known in the whole fucking world. Czy ktokolwiek słyszał w polskim radio? Norweski zespół łączący elementy glam, punk i hard rocka, założony w 1988 roku, znany ze skłonności do perwersji, alkoholu i strzelania ogniem z tyłków na koncertach. W Skandynawii straszy się nim rodziców na wywiadówkach. Podobno pojawienie się plakatu w pokoju dziecka świadczy o ingerencji mocy ciemności. Żaden inny zespół na świecie nie ma takiej rzeszy oddanych i ortodoksyjnych fanów (patrz www.turbojugend.net)
My greatest love from Oslo in Norway. Enter www.turbonegro.com





Los Natas "Meteoro"

Latynoski stoner rock. Nazwę czytaj wspak. Brzmi jak Kyuss.

wtorek, 14 kwietnia 2009

Wall Of Voodoo "Ring Of Fire" (on TV in 1982)

O rany... właśnie znalazłem to nagranie. Zdecydowanie jeden z moich ulubionych zespołów na początku lat 80-tych. W Polsce znany był jedynie ich wokalista za sprawą "camouflage" kawałka lansowanego przez listę przebojów PR3.
Przytaczajac wikipedię..: amerykański zespół pochodzący z Los Angeles, założony w 1977 roku przez Marca Morelanda i Stana Ridgwaya. Zespół najbardziej znany jest z piosenki "Mexican Radio", która pochodziła z albumu Call of the West z 1983 roku. Utwór ten był ich jedynym przebojem w amerykańskim Top 100. Grupa miała wyjątkowo charakterystyczne brzmienie wynikające ze zręcznego wymieszania skocznej muzyki pop z eksperymentalną nową falą i wzorowanym na Ennio Morricone stylu muzyki soundtrack."

Trochę to przesadzone ;), dla mnie Wall of Voodoo to były mroczne, syntetyczne, "bolesne" numery ze smutną gitarą w tle, niekiedy nawet z zawodzącą (w stylu Morricone) harmonijką, z wokalistą, który śpiewał jakby miał usta wypełnione po brzegi gorącymi frytkami. Widziałem ich na żywo w zmienionym składzie w połowie lat 80-tych w szwjacarskim klubie FRI-SON. Mocne, pyschodeliczne, przeżycie ;). Bardzo rasowy zespół - nie potrafię ich porównać z żadnym innym wykonawcą.



http://www.myspace.com/wallofvoodoo

Elvis Deluxe "Extraterrestrial Hideout Seeker"

Chłopaki z Warszawy. Pierwsza klasa,... ale nie dlatego, że są z Warszawy tylko dlatego, że grają tak dobrze jak mało kto w Polsce.

poniedziałek, 13 kwietnia 2009

Reverend Beat Man "Jesus Christ Twist"

Kiedy mieszkałem w Szwajcarii w połowie lat 80-tych, ten gość , niejaki Beat Zeller był moim najbliższym kumplem. Razem chodziliśmy na koncerty, włóczyliśmy się po sklepach płytowych, nagrywaliśmy sobie regularnie eklektyczne składanki kasetowe, gdzie brzmienia lat 50-tych i 60-tych mieszały się ze Slayerem, psychobilly, Wimem Mertensem czy Swans’ami. Beat był wtedy elektrykiem rysującym komiksy i nieudolnie brzdąkającym na gitarze. W 1985 założyliśmy cold wave’wowy zespół o nazwie Anti-Statek, a w 1986 z inicjatywy Beat powstali The Monsters (www.themonsters.ch) ,w których przez ok. rok grałem na basie do momentu powrotu do Polski w 1987 roku. Chwilę potem Beat założył Voodoo Rhytm Records (www.voodoorhythm.com ), która dziś ma status kultowej, być może najważniejszej na świecie wytwórni fonograficznej promującej muzykę garażowo-big-beatowo-rock’n’rollową. Polecam Beata jako Reverend Beat Man’a w najlepszej perwersyjnej odsłonie.

MC5 "Kick out the Jams"

Jeżeli ktoś sądzi, że dynamiczna, ostra muzyka to domena czasów , które nastały po punkowej rewolucji pod koniec lat 70-tych, głęboko się myli. Posłuchajcie MC5, zespołu, o którym w Polsce nigdy nie mówiono wiele. To oni są prawdziwymi ojcami chrzestnymi brudnego, zadziornego rocka. Cytując wikipedię:

MC5 (skrót od Motor City Five) - zespół hardrockowy, powstały w Detroit w 1964 r. W jego skład wchodzili Wayne Kramer i Fred "Sonic" Smith (gitary), Michael Davis (bas), Rob Tyner (śpiew) i Dennis Thompson (perkusja).
Zespół MC5 osiągnął popularność po wydaniu swojego pierwszego albumu, Kick Out the Jams, nagranego na żywo w dniach 30 i 31 października 1968. Jest on uważany za jedno z największych osiągnięć w historii rock and rollowych płyt koncertowych.
Po wydaniu płyty pojawiły się kontrowersje związane ze słowami wykrzykiwanymi w tytułowym utworze: "kick out the jams, motherfuckers!". W późniejszych wydaniach zostały one ocenzurowane i pojawiały się jako "kick out the jams, brothers and sisters!" (Do pierwotnej wersji powrócono na wydaniach CD). Natomiast kontrowersje związane z polityką pojawiły się po tym, jak do gwałtownych protestów doszło po występie zespołu podczas Konwencji Narodowej Demokratów w 1968 w Chicago.
Drugi album, Back in the USA, wyprodukowany przez Jona Landaua, przyszłego mentora Bruce'a Springsteena, dzięki prostej, szybkiej, ostrej i agresywnej grze dostarczył podstaw dla punk rocka. Trzeci album, High Time, stanowił inspirację m.in. dla takich zespołów jak Aerosmith i KISS.
13 lutego 1972 Michael Davis opuścił zespół MC5. Pozostali trzej członkowie grupy nagrali jeszcze trzy nowe utwory - "Gold," "Train Music," i "Inside Out" - do ścieżki dźwiękowej filmu Gold. Była to ostatnia sesja nagraniowa zespołu - wkrótce potem drogi muzyków rozeszły się w związku z problemami narkotykowymi.
Niedoceniany w swoich czasach, zespół MC5 jest obecnie uważany za jeden z ważniejszych w historii muzyki rockowej.




The Seeds "Pushin' too hard"

Nie byłoby tych wszystkich znakomitych kapel nawiązujących do brudnej stylistyki lat 60-tych, gdyby nie Seeds, legenda garażowego punka Zachodniego Wybrzeża USA. W ich muzyce zlewają się wpływy psychodelii, blues'a i rocka. Grupa działała zaledwie 5 lat (1965-1970), zdążyła jednak zyskać status kultowy. W Polce raczej mało znani, nasz kraj opanowany jest przez media masowo głoszące przekaz Rolling Stones czy The Beatles. Kto nie zna, niech czuje się obciachowcem.



Polecam zakup składanki:

The Royal Cream "Darling Darling"

Patrząc na listę utworów umieszczonych tu do tej pory, dochodzę do wniosku, że najbardziej pociąga mnie muzyka inspirowana latami sześćdziesiątymi i siedemdziesiątymi. Załączony utwór można odnaleźć na płycie z 2005 roku ”Death is not a destination it’s the state of mind„ (swoją drogą ładny tytuł) współczesnego zespołu Royal Cream, który podobnie jak większość moich aktualnych muzycznych idoli pochodzi z miasta Sztokholm. Poniżej druga wersja tej samej piosenki w wykonaniu Hellacopters.







www.myspace.com/theroyalcream

niedziela, 12 kwietnia 2009

dEUS "Slow"

Uwielbiam ten teledysk z ostaniej płyty deus’a: „Vantage point”. Belgia dała światu kilka ciekawych , jednak raczej „niszowych” zespołów . Zupełnie nie wiem jak należy traktować grupę deus , której zdarza się występować na wielkich europejskich festiwalach dla wielotysięcznej publiczności. Po lekturze książki Chrisa Andersona „The long tail” zaczynam rozumieć jak wielka siła tkwi w słowie „nisza”. Mijają czasy hitów dla mas, a internet pozwala nam odkrywać niezbadane dotąd zakątki muzyczne.





Info o zespole:
http://deus.be/
www.myspace.com/deusbe