środa, 8 lipca 2009

niedziela, 24 maja 2009

The Sewergrooves "Ain't Coming Home"

Ej Ci Szwedzi...mają niezłe wyczucie dobrego smaku. "Ain't Coming Home": prawie tak samo doskonałe jak Hellacopters....w tym przypadku "prawie" oznacza 99,99% doskonałości zespołu, którego liderem jest Nick Royale.
Polecam http://www.myspace.com/thesewergroovesband




sobota, 2 maja 2009

Poker Face "Once", Wiatraczek 2002

Taką staroć znalazłem na Youtube. Kuba z krótkimi włosami, pełen wigoru i energii. "Once" to kawałek jeszcze z czasów braci Moes, w sferze linii melodycznej wymyślony częsciowo przez Dorotkę :). Jeden z fajniejszych wyjazdów do przyjaciół ze Schizmy w Bydgoszczy.

niedziela, 26 kwietnia 2009

Rise Against "Heaven Knows"

Pure energy. Nie chce mi się opisywać. Chce mi się krzyczeć kiedy grają. Istnieją od 1999 i pochodzą z Chicago. Pierwszy koncert w Polsce zagrali jako support Shelter w Poznaniu. Wkroczyli na komercyjną drogę. Ale to ok.
www.riseagainst.com

Ignite "Bleeding"

Kto powiedział, że hard core nie może być melodyjny? Od lat jeden z moich ulubionych zespołów z hrabstwa Orange w Kalifornii. Istnieją od 1993 roku, ich liderem i wokalistą jest Zoli – Węgier z pochodzenia, w Polsce byli kilka razy, są znani z zaangażowania w działalność na rzecz organizacji ekologicznych i socjalnych takich jak: Doctors Without Borders, Habitat For Humanity, Sea Shepherds, Project Blue Sea i Earth First. Bliżej im do Agnostic Front niż do Green Day, jakby ktoś nie wiedział ;)
WWW: www.igniteband.com
Profil MySpace: www.myspace.com/ignitemusic

czwartek, 23 kwietnia 2009

The Sound "Winning"

The Sound to jeden z najbardziej niedocenionych brytyjskich zespołów gitarowych lat 80-tych. Wzbudza podobne emocje jak The Chameleons, Echo and the Bunnymen czy stare U2. No właśnie ..gdyby Adrian Borland wyglądał lepiej niż Bono. Jak mawiał pewien znany marketer i wódz lokalnego oddziału międzynarodowej agencji reklamowej …”Image is everything”. Muzyka na dni ze skokiem ciśnienia. Jesienią nie do przejścia. Lider The Sound - Adrian Borland był w latach siedemdziesiątych członkiem kapeli The Outsiders. Mało kto wie, że to pierwsza w historii brytyjska kapela punk rockowa, która wydała płytę własnym sumptem. To był rok 1977 a płyta nosiła tytuł Calling On Youth.
The Sound powstali w 1979 roku i wydali kilka dobrych płyt . Najlepsza pochodzi z 1981 roku i nosi tytuł „From the lions mouth”. Kiedy się słucha tej muzyki trudno nie używać górnolotnych słów, jest w niej prawdziwy smutek, jest w niej punkowa złość , żal samotności i agresja. Chłopaki z Editors, Bravery czy Interpol, dwusezonowe marki współczesnego przemysłu fonograficznego mogliby im ssać palce u stóp.
W 1999 roku brzydki Adrian Borland popełnił samobójstwo rzuciwszy się pod pociąg. Ale ikoną nieszczęścia jest w Polsce przystojny Ian Curtis.

Wim Mertens "Struggle for Pleasure"

Brzuch Architekta.

In Bruges




Połączenie pięknej muzyki i dobrego kina może wywoływać niesamowite emocje. Pamiętam jak mocno wrył mi się w mózg „Brzuch Architekta” z muzyką Wima Mertensa. Niesamowite wrażenie zrobił na mnie ostatnio brytyjsko-belgijski film z 2008 w reżyserii Martina McDonagha, który w polskiej dystrybucji występował pod tytułem Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj . Historia, dwóch płatnych morderców, których życie prowadzi do Brugii, miasta, o kt órym przeciętny Polak nie jest w stanie nic powiedzieć. Belgia kojarzy się większości z nas z pedofilami, o których w ostatnich latach głośno było w brukowych mediach. Polecam płytę z Soundtrackiem do filmu. Dominują na niej smutne partie fortepianowe, raz w tle pojawia się The Walkmen, innym razem Dublinersi. Muzyka , którą zapamiętuje się na długo, idealna do opróżniania kolejnych plastikowych pudełek z lekami, których nie wolno zażywać w ilości przekraczającej 2 tabletki. Nie ma sensu pisać, trzeba zobaczyć. A Brugia? Dawno nie widziałem lepszego „placementu” miasta w filmie. Zapragnąłem pojechać.

sobota, 18 kwietnia 2009

Goblin "Profondo rosso"

Trochę straszne, ale muzyka doskonała. Kawałek ze ścieżki dźwiękowej do horroru "Deep Red" sławnego reżysera Dario Argento w wykonaniu włoskiej formacji artrockowej Goblin. Mroczne i piękne. Jeden z najlepszych filmów gatunku giallo

„Giallo Giallo (z włoskiego "żółty") ewoluowało na przełomie lat 60/70, a więc w okresie europejskiego rozkwitu wszelakiej maści horrorów. Nazwa pochodzi od wydawanych w miękkiej, żółtej okładce książek będących zbiorem przeróżnych, mrożących krew w żyłach historii wzorowanych na twórczości angielskiego pisarza Edgara Wallace (m.in. Brama zabójców, Człowiek o stu obliczach, Łowca głów, Straszliwy hotel, Tajemniczy dżentelmen). Z biegiem czasu, wydawana w specyficznym kolorze, seria stała się na tyle popularna, iż powstałe w ówczesnych czasach włoskie thrillery/dreszczowce zaczęto również określać mianem "giallo".(cytat z www.horror.com.pl)




piątek, 17 kwietnia 2009

Nerve Agents "Evil"

Mistrzowie energii z Kalifornii grają cover 45 Grave.

Foo Fighters "Pretender"

Uwielbiałem Sunny Day Real Estate i Nirvanę (bo z tych kapel pochodzą muzycy opisywanej kapeli), nigdy nie byłem wielkim fanem Foo Fighters, ale ten teledysk jest mocny. Pokazał mi go na swoim laptopie Wojtek z Oregano Chino ;). Najlepiej oglądać pod wpływem srodków odurzających. Bardzo głośno.

środa, 15 kwietnia 2009

Turbonegro "Get it on"

Pseudo-zło i perwersja w czystej postaci, clockwork orange, trole i pure r'n'roll. Well known in the whole fucking world. Czy ktokolwiek słyszał w polskim radio? Norweski zespół łączący elementy glam, punk i hard rocka, założony w 1988 roku, znany ze skłonności do perwersji, alkoholu i strzelania ogniem z tyłków na koncertach. W Skandynawii straszy się nim rodziców na wywiadówkach. Podobno pojawienie się plakatu w pokoju dziecka świadczy o ingerencji mocy ciemności. Żaden inny zespół na świecie nie ma takiej rzeszy oddanych i ortodoksyjnych fanów (patrz www.turbojugend.net)
My greatest love from Oslo in Norway. Enter www.turbonegro.com





Los Natas "Meteoro"

Latynoski stoner rock. Nazwę czytaj wspak. Brzmi jak Kyuss.

wtorek, 14 kwietnia 2009

Wall Of Voodoo "Ring Of Fire" (on TV in 1982)

O rany... właśnie znalazłem to nagranie. Zdecydowanie jeden z moich ulubionych zespołów na początku lat 80-tych. W Polsce znany był jedynie ich wokalista za sprawą "camouflage" kawałka lansowanego przez listę przebojów PR3.
Przytaczajac wikipedię..: amerykański zespół pochodzący z Los Angeles, założony w 1977 roku przez Marca Morelanda i Stana Ridgwaya. Zespół najbardziej znany jest z piosenki "Mexican Radio", która pochodziła z albumu Call of the West z 1983 roku. Utwór ten był ich jedynym przebojem w amerykańskim Top 100. Grupa miała wyjątkowo charakterystyczne brzmienie wynikające ze zręcznego wymieszania skocznej muzyki pop z eksperymentalną nową falą i wzorowanym na Ennio Morricone stylu muzyki soundtrack."

Trochę to przesadzone ;), dla mnie Wall of Voodoo to były mroczne, syntetyczne, "bolesne" numery ze smutną gitarą w tle, niekiedy nawet z zawodzącą (w stylu Morricone) harmonijką, z wokalistą, który śpiewał jakby miał usta wypełnione po brzegi gorącymi frytkami. Widziałem ich na żywo w zmienionym składzie w połowie lat 80-tych w szwjacarskim klubie FRI-SON. Mocne, pyschodeliczne, przeżycie ;). Bardzo rasowy zespół - nie potrafię ich porównać z żadnym innym wykonawcą.



http://www.myspace.com/wallofvoodoo

Elvis Deluxe "Extraterrestrial Hideout Seeker"

Chłopaki z Warszawy. Pierwsza klasa,... ale nie dlatego, że są z Warszawy tylko dlatego, że grają tak dobrze jak mało kto w Polsce.

poniedziałek, 13 kwietnia 2009

Reverend Beat Man "Jesus Christ Twist"

Kiedy mieszkałem w Szwajcarii w połowie lat 80-tych, ten gość , niejaki Beat Zeller był moim najbliższym kumplem. Razem chodziliśmy na koncerty, włóczyliśmy się po sklepach płytowych, nagrywaliśmy sobie regularnie eklektyczne składanki kasetowe, gdzie brzmienia lat 50-tych i 60-tych mieszały się ze Slayerem, psychobilly, Wimem Mertensem czy Swans’ami. Beat był wtedy elektrykiem rysującym komiksy i nieudolnie brzdąkającym na gitarze. W 1985 założyliśmy cold wave’wowy zespół o nazwie Anti-Statek, a w 1986 z inicjatywy Beat powstali The Monsters (www.themonsters.ch) ,w których przez ok. rok grałem na basie do momentu powrotu do Polski w 1987 roku. Chwilę potem Beat założył Voodoo Rhytm Records (www.voodoorhythm.com ), która dziś ma status kultowej, być może najważniejszej na świecie wytwórni fonograficznej promującej muzykę garażowo-big-beatowo-rock’n’rollową. Polecam Beata jako Reverend Beat Man’a w najlepszej perwersyjnej odsłonie.

MC5 "Kick out the Jams"

Jeżeli ktoś sądzi, że dynamiczna, ostra muzyka to domena czasów , które nastały po punkowej rewolucji pod koniec lat 70-tych, głęboko się myli. Posłuchajcie MC5, zespołu, o którym w Polsce nigdy nie mówiono wiele. To oni są prawdziwymi ojcami chrzestnymi brudnego, zadziornego rocka. Cytując wikipedię:

MC5 (skrót od Motor City Five) - zespół hardrockowy, powstały w Detroit w 1964 r. W jego skład wchodzili Wayne Kramer i Fred "Sonic" Smith (gitary), Michael Davis (bas), Rob Tyner (śpiew) i Dennis Thompson (perkusja).
Zespół MC5 osiągnął popularność po wydaniu swojego pierwszego albumu, Kick Out the Jams, nagranego na żywo w dniach 30 i 31 października 1968. Jest on uważany za jedno z największych osiągnięć w historii rock and rollowych płyt koncertowych.
Po wydaniu płyty pojawiły się kontrowersje związane ze słowami wykrzykiwanymi w tytułowym utworze: "kick out the jams, motherfuckers!". W późniejszych wydaniach zostały one ocenzurowane i pojawiały się jako "kick out the jams, brothers and sisters!" (Do pierwotnej wersji powrócono na wydaniach CD). Natomiast kontrowersje związane z polityką pojawiły się po tym, jak do gwałtownych protestów doszło po występie zespołu podczas Konwencji Narodowej Demokratów w 1968 w Chicago.
Drugi album, Back in the USA, wyprodukowany przez Jona Landaua, przyszłego mentora Bruce'a Springsteena, dzięki prostej, szybkiej, ostrej i agresywnej grze dostarczył podstaw dla punk rocka. Trzeci album, High Time, stanowił inspirację m.in. dla takich zespołów jak Aerosmith i KISS.
13 lutego 1972 Michael Davis opuścił zespół MC5. Pozostali trzej członkowie grupy nagrali jeszcze trzy nowe utwory - "Gold," "Train Music," i "Inside Out" - do ścieżki dźwiękowej filmu Gold. Była to ostatnia sesja nagraniowa zespołu - wkrótce potem drogi muzyków rozeszły się w związku z problemami narkotykowymi.
Niedoceniany w swoich czasach, zespół MC5 jest obecnie uważany za jeden z ważniejszych w historii muzyki rockowej.




The Seeds "Pushin' too hard"

Nie byłoby tych wszystkich znakomitych kapel nawiązujących do brudnej stylistyki lat 60-tych, gdyby nie Seeds, legenda garażowego punka Zachodniego Wybrzeża USA. W ich muzyce zlewają się wpływy psychodelii, blues'a i rocka. Grupa działała zaledwie 5 lat (1965-1970), zdążyła jednak zyskać status kultowy. W Polce raczej mało znani, nasz kraj opanowany jest przez media masowo głoszące przekaz Rolling Stones czy The Beatles. Kto nie zna, niech czuje się obciachowcem.



Polecam zakup składanki:

The Royal Cream "Darling Darling"

Patrząc na listę utworów umieszczonych tu do tej pory, dochodzę do wniosku, że najbardziej pociąga mnie muzyka inspirowana latami sześćdziesiątymi i siedemdziesiątymi. Załączony utwór można odnaleźć na płycie z 2005 roku ”Death is not a destination it’s the state of mind„ (swoją drogą ładny tytuł) współczesnego zespołu Royal Cream, który podobnie jak większość moich aktualnych muzycznych idoli pochodzi z miasta Sztokholm. Poniżej druga wersja tej samej piosenki w wykonaniu Hellacopters.







www.myspace.com/theroyalcream

niedziela, 12 kwietnia 2009

dEUS "Slow"

Uwielbiam ten teledysk z ostaniej płyty deus’a: „Vantage point”. Belgia dała światu kilka ciekawych , jednak raczej „niszowych” zespołów . Zupełnie nie wiem jak należy traktować grupę deus , której zdarza się występować na wielkich europejskich festiwalach dla wielotysięcznej publiczności. Po lekturze książki Chrisa Andersona „The long tail” zaczynam rozumieć jak wielka siła tkwi w słowie „nisza”. Mijają czasy hitów dla mas, a internet pozwala nam odkrywać niezbadane dotąd zakątki muzyczne.





Info o zespole:
http://deus.be/
www.myspace.com/deusbe

The Hellacopters "Toys And Flavors"

Doskonały teledysk jednego z moich ulubionych zespołów. Do tej pory nie mogę zrozumieć jak to się stało, że polscy dziennikarze muzyczni nie mają o nim i o jego dorobku płytowym zielonego pojęcia. Hellacopters to czysta, żywa forma rock’n’rolla, oczywiście ze Szwecji, z kraju najlepszych muzyków w Europie. W Stanach ten zespół ma status kultowy, a na koncie wiele płyt, składanek i naśladowców. W Polsce działa aktualnie tylko jedna grupa nawiązująca zgrabnie do ich stylistyki: The Soulburners z Warszawy.
Utwór pochodzi z płyty High Visibility z 2000 roku.

Cytując za wikipedią:
The Hellacopters was originally founded as a side project by the Entombed drummer Nicke Andersson on vocals and guitar and Dregen from Backyard Babies who was a former roadie who had worked for Entombed. Nicke then approached Robban Eriksson another former roadie for Entombed to be the bands drummer and his childhood friend Kenny Håkansson to play bass. The first Hellacopters rehearsal took place on November 4, 1994, as just a jam session. The name came from when Nicke did his last US tour with Entombed, with Dregen as a roadie. They saw a magazine in San Francisco and one of the articles was about how the CIA was spying with helicopters on marijuana fields in Mexico and that the Mexicans called them The Hellacopters





Więcej na temat zespołu:
www.hellacopters.com
www.myspace.com/hellacopters

sobota, 11 kwietnia 2009

The Desert Sessions 9 & 10 "Crawl home"



Wspaniały kawałek wykonywany przez Josha Homme’a (Queens of the Stone Age) wspólnie z PJ Harvey w ramach projektu Desert Sessions. Regularnie wrzucam go na różne składanki, które nagrywam z myślą o odsłuchu w szybko pędzącym samochodzie. Doskonale pasuje do zestawów zarówno z nagraniami Kyuss, jak i z Nickiem Cave’em czy Sonic Youth. Te dwa głosy są po prostu dokonałe. Może nie jest to najlepszy numer z płyty, ale na pewno warto go wysłuchać i zapamiętać.
















Cytując za Wikipedią:
“The Desert Sessions are a musical collective series "that cannot be defined", founded by Josh Homme in 1997. Artists such as Brant Bjork, PJ Harvey, Jeordie White (Twiggy Ramirez), Dave Catching, Nick Oliveri, Mark Lanegan, John McBain, Josh Freese, Chris Goss, Alain Johannes, Dean Ween and many others from the Palm Desert scene have contributed as songwriters and musicians.
The Desert Sessions began in August 1997 at the Rancho De La Luna in Joshua Tree when Homme brought together musicians from the bands Monster Magnet, Goatsnake, earthlings?, Kyuss (his own band, which had split in 1995) and Soundgarden.[citation needed] The ranch is an old house filled to the brim with rare and unique recording equipment and instruments and was owned by Dave Catching and the late Fred Drake. Songs are written "on the spot", and in matters of hours. Many stories have grown around the Sessions. For example, the song "Creosote" from Volumes 9 & 10 was written by Dean Ween and Alain Johannes on the ranch's front porch within four minutes of meeting each other.[citation needed] Similarly, Chris Goss and PJ Harvey wrote the song "There Will Never Be A Better Time" for I See You Hearin' Me after going out onto the porch of the ranch for four minutes with an acoustic guitar; they re-entered the house and recorded the song in one take, the only time the song was ever played by the collective.[1]


The Beatles "Tomorrow never knows"




Utwór pochodzi z mojej ulubionej płyty the Beatles z 1966 roku - „Revolver”. Nazwa krążka została wybrana na przełomie czerwca i lipca 1966, gdy grupa odbywała trasę koncertową w Japonii. „Tommorrow never knows” jest dla mnie jednym z najlepszych kawałków psychodelii czasów hippisowskich. Ma w sobie sporo energii i emocjonalną moc, zapewne trochę za sprawą monotonnego, dudniącego basu. Dla mnie the Beatles to przed wszystkim ich płyty nagrane po „Revolver. Właściwie to od tej płyty Beatlesi zaczęli różnorodne eksperymenty muzyczne i zaczęli zapuszczać włosy. Przy dźwiękach „Tommorrow never knows” rodzili się moi synowie.Kto nie zna, niech pozna jak najszybciej ;)








piątek, 10 kwietnia 2009

The Jim Jones Revue "s/t"


Doskonała płyta, przede wszystkim dla fanów brudnego r’n’rolla, big beatu i MC5. Wyobraźcie sobie Jerry Lee Lewis’a, słynnego amerykańskiego piosenkarza i pianistę, którego fanami byli nasi 80 letni rodzice, grającego koncert po zażyciu sporej dawki kokainy, LSD i wchłonięciu 377 kieliszków czerwonego wina (pochodzenie bez znaczenia). Jeśli, ktoś chce zrozumieć na czym polega esencja r’n’rolla, musi sięgnąć po pierwszą płytę JJR. Energia, punk, hałas, brud i wystylizowani, rasowi muzycy. Ile osób w Polsce wie kim jest Jim Jones ;)? To były wokalista kultowej, znanej z przełomu lat 80/90 brytyjskiej formacji Thee Hypnotics, znanych z brzmień bliskich dawnym The Stooges. Ta płyta jest bardzo równa, surowa w brzmieniu i bardzo brudna. Wydana została w 2008 roku przez Punk Rock blues.












Więcej informacji na stronach:
www.myspace.com/thejimjonesrevue
http://www.jimjonesrevue.com/

Poniżej recencja z MOJO Magazine
Explosive debut from former Hypnotics and Black Moses leader's five-piece rock'n'roll revue.

Recorded live on four track in 48 hours, *The Jim Jones Revue manages to do what four Hypnotics albums and two Black Moses'ones never quite did; that's capture the amazing Jim Jones in full-on, manic flight. The maelstrom 10-track set, the basis of their incendiary live show, is an unholy amalgam of influences; Jerry Lee, Hasil Adkins, The Sonics, MC5, Elvis, with Jones screaming and a-hollering like Gerry Rosalie one minute and Lux Interior the next over songs straight out of the Sun, Chess and Specialty stables.
Elliott Mortimer's pounding of ivory and guitarist Rupert Orton's rama lama lam-ing adds to the psychotic mayhem while bassist Gavin Jay and drummer Nick Jones rocket along at the back. If Little Richard had written this, he'd still be boasting about it today.

4/5
Lois Wilson



ALBUM - THE JIM JONES REVUE

Crystal Antlers "Crystal Antlers EP"



Płytę tej energetycznej kapel z Long Beach polecił mi w zeszłym roku znajomy spotkany w dziale płytowym sklepu Traffic w Warszawie, sprowadziłem ją z e-bay’a kilka tygodni później. Została wydana w roku 2008 przez legendarną wytwórnię Touch and Go. Polecam gorąco ostatni transowy utwór „Parting Song For The Torn Sky” – mieszanka noise’owej psychodelii, stoner rocka (ale raczej w surowym wydaniu) i Mudhoney . Ciekawostką jest to, że w pięciosobowym składzie gra również czarnoskóry muzyk (rzecz rzadko spotykana przy tego typu brzmieniach). Cytując za cjg.gazeta.pl:
Ten wieloosobowy, multietniczny skład pochodzi z Oklahomy i gra muzykę bardzo mocno zapatrzoną w przeszłość - znaleźć w niej można mnóstwo elementów rocka progresywnego czy muzycznej psychodelii, rodem wprost z czasów hippisowskich. Ale zanurzone są one w sosie bardzo nowoczesnego grania, w którym na pierwszy plan wysuwa się rytm - nic dziwnego, skoro podczas koncertu prawie połowa członków zespołu zajmuje się zapamiętałym uderzaniem we wszystko, co wydaje dźwięki: od perkusji, przez najróżniejsze instrumenty rytmiczne, aż do wszystkich przedmiotów, które akurat wpadną muzykom w ręce na scenie.

To granie, które porywa swoją energią i potęgą brzmienia, to muzyka, przy której po prostu nie da się stać spokojnie. Warto zobaczyć ten zespół na żywo, bo wypada w tej formie dużo lepiej niż w nagraniach studyjnych.



Polecam: www.myspace.com/crystalantlers
Skład zespołu
KEVIN STUART / DRUMS
DAMIAN EDWARDS / PERCUSSION
ANDREW KING / GUITAR
JONNY BELL / BASS / SINGS / WOODWINDS
VICTOR RODRIGUEZ / ORGAN
ERROL DAVIS / GUITAR

wtorek, 7 kwietnia 2009

To jest strona o bardzo dobrej muzyce

Codziennie poświęcam minimum 2,5 godziny na słuchanie muzyki. Codziennie minimum godzinę łącznie spędzam na rozmowach o ulubionych wykonawcach, starych i nowych płytach, o radio, o listach przebojów, o niszach muzycznych, o najlepszych koncertach… codziennie wiele osób wokół mnie robi to samo - kupują płyty, ściągają pliki mp3 z sieci, oglądają teledyski i fragmenty koncertów na youtube. Wszystko kręci się wokół muzyki i emocji, które wywołuje. Wokół wspomnień. Kiedy patrzę na płyty ustawione na półkach moim gabinecie, każda z nich kojarzy mi się z określonymi momentami w moim życiu. Płyty są jak pamiętniki , w którym zapisuje się emocje. W moim przypadku płyty i muzyka miały chyba większą moc kształtowania mojej osobowości niż książki i kino, które kocham miłością ogromną.
Ponieważ ciągle poszukuję nowych brzmień, ponieważ ktoś ciągle pyta mnie o rekomendacje muzyczne, postanowiłem w końcu odpalić bloga, na którym regularnie zamieszczać będę rekomendacje płyt i informacje o najlepszych utworach, które w życiu słyszałem . Rekomendacje zapewne dla kilku kumpli, którzy na myśl o świecie polskich dziennikarzy i recenzentów muzycznych, mają odruch wymiotno-sraczkowy. To jest moja wirtualna lista przebojów.






bardzo dobra muzyka, dobra muzyka, doskonała muzyka, najlepsza muzyka, fajna muzyka, ostra muzyka, loud music, punk rock, cold wave, trip hop, hip hop, garage thrash, vintage hard rock, rock and roll, psychodbilly, rockabilly, heavy metal, indie rock, thrash metal, crossover, stoner rock, electro, ambient, drum'n'bass, dobra muzyka, dobra muzyka, dobra muzyka, fajna muzyka, muzyka alternatywna, muzyka niezależna, independent pop, Neue Deutsche Welle, bardzo dobra muzyka, dobra muzyka, doskonała muzyka, najlepsza muzyka, fajna muzyka, ostra muzyka, hard core, hard core punk, death metal, big beat, rock and roll, rhythm and blues, blues, garage, great sound, best sound, alternative rock, great sound, bardzo dobra muzyka, bardzo dobra muzyka, dobra muzyka, doskonała muzyka, najlepsza muzyka, fajna muzyka, ostra muzyka, loud music, punk rock, cold wave, trip hop, hip hop, garage thrash, vintage hard rock, rock and roll, psychodbilly, rockabilly, heavy metal, indie rock, thrash metal, crossover, stoner rock, electro, ambient, drum'n'bass, dobra muzyka, dobra muzyka, dobra muzyka, fajna muzyka, muzyka alternatywna, muzyka niezależna, independent pop, Neue Deutsche Welle, bardzo dobra muzyka, dobra muzyka, doskonała muzyka, najlepsza muzyka, fajna muzyka, ostra muzyka, hard core, hard core punk, death metal, big beat, rock and roll, rhythm and blues, blues, garage, great sound, best sound, alternative rock, great sound, bardzo dobra muzyka